wystawa

Ujawnienie / Exposure.

Agnieszka Sadowska
09.08 - 08.09 | 2024
  • Wiktorii 5

Agnieszka Sadowska

Ujawnienie

09.08. – 08.09.2024

 

Cieszę się, że tu jesteś. Tutaj i teraz. Czytasz te słowa. Dotarłaś/dotarłeś na wystawę. Chcesz zobaczyć zdjęcia, dowiedzieć się więcej. Cieszę się, bo to znaczy, że nie jest Ci to obojętne.


Ta historia dzieje się w lesie. Przy polsko-białoruskiej granicy. Agnieszka zrobiła te zdjęcia, bo jako fotoreporterka opisuje to, co się ważnego dzieje. Chce i potrzebuje opisywać. To nie są niewinne obrazy. Ujawniają. Fotografie opowiadają mocniej niż słowa. Dlatego każde z nich zostało opatrzone caption – opisem, jaki zwykle towarzyszy zdjęciom reporterskim. Żeby niczego się nie domyślać, a dostrzec fakty.
Na specjalnych wieszakach są „gazety”, w których możesz zobaczyć, prawie jak na stykówce, jak przebiegała interwencja. W innej – jak wygląda niesiona migrantom pomoc. Tam też znajdziesz teksty, które stanowią pewnego rodzaju tło i kontekst. Są to: kalendarium wydarzeń na granicy przygotowane przez dziennikarkę Joannę Klimowicz, refleksje i fragmenty rozmowy z Agnieszką Sadowską spisane przez fotoreportera Maćka Moskwę oraz tekst o zdjęciach i działaniach na granicy napisany przez reżyserkę Agnieszkę Holland.

Pomiędzy salami wystawy będziesz musiała/musiał przejść obok telewizora. Film trwa blisko godzinę i jest zapisem kilku interwencji i rozmów nagranych w lesie. Nie jest to w żadnym wypadku coś, co byś chciała/chciał obejrzeć i to jeszcze przez niemal godzinę. Ale jeśli możesz, przystań lub przysiądź choć na chwilę. Zobacz, jak to wyglądało. Jeśli nie zrozumiesz, co mówią, nie martw się, nie o to chodzi, żeby ten film studiować. Posłuchaj samych głosów, przekonaj się, jakie to są emocje i napięcie.


Tych obrazów – fotografii i urywków filmu – nie mogę wymazać spod powiek. To nie jest ostrzeżenie. Trochę liczę na to, że i Tobie te obrazy coś zrobią. Że zapadną w pamięć. Że też ulegniesz emocjom. Wiem, zdaję sobie sprawę z tego, że tych zdjęć się nie chce oglądać. Można „mieć potrzebę”, „musieć” z najróżniejszych powodów, ale nie „chcieć”. Wiesz, że nie spotka Cię tu nic dobrego. I tym bardziej się cieszę i szanuję, że tu jesteś.

Kuratorka wystawy: Joanna Kinowska

 

***

 

Agnieszka Sadowska, fotoreporterka. Mieszka na Podlasiu, w Białymstoku. Rozmawiamy o pracy na granicy, o lesie, o ludziach, o emocjach, wartościach, zdjęciach, o ludziach w drodze, uchodźcach, migrantach, o ocenach, blokadach, o Polsce, a najbardziej rozmawiamy o niuansach. Agnieszka przekonuje mnie, że dopiero ich ujrzenie, pozwoli widzieć i być może wiedzieć odrobinę więcej o tym, co na zdjęciu i co najważniejsze o tym, co poza nim.
Na granicy z Białorusią od 2021 roku trwa wywołany przez reżim z Mińska kryzys migracyjny. Agnieszka jest jedną z pierwszych osób, które na miejscu z aparatem świadkowały wydarzeniom.
Jakim wydarzeniom? Tym, które porwały wiele żyć, przez które przelano łzy, które obudziły demony ksenofobii i rasizmu. Podlasie w tym czasie stało się miejscem właściwie wymazanym z mapy normalności. Ogłaszane kolejne stany wyjątkowe, strefy buforowe, coraz więcej wojska, mundurowych. Na krótką chwilę, która dla uczestników tych wydarzeń ciągnie się boleśnie do dziś, podlaskie miejscowości: Usnarz Górny, Krynki, Sokółka, Bohoniki, Hajnówka, Białowieża, Dubicze Cerkiewne, kolejne niewymienione i setki leśnych wysp w morzu pól kukurydzy stały się świadkami najnowszej historii Europy.
Agnieszka Sadowska z aparatem jest świadkiem. Jej zdjęcia pozostaną świadectwami. Te z Michałowa i bezimiennych zagajników. Zanim zostaną w pamięci obrazy, niech wybrzmią ulotne wspomnienia. Nie mniej ważne, bo osobiste, oderwane od ograniczeń kadru.
Inicjacja.
Noc. Dookoła las. Taki las, jak ten pod Hajnówką, bywa jak czarna ściana. Są lasy, przez które widać światło księżyca albo gdzie wkradają się łuny miast i wsi. Tamten, tamtej nocy jest szczególny, panuje mrok. Nikt nie zapala światła, z niepewności, może też szczególnego lęku i nie jest to lęk przed ciemnością. Słucham opowieści, która jest o czymś w rodzaju inicjacji do wstępowania w świat równoległy. Świat-droga, który będzie się toczył obok tego, w którym spokojnie rozmawiamy z Agnieszką. Ten równoległy, to po prostu las.
Jak wysiąść z samochodu? Po cichu, tak żeby nie trzasnęły drzwi. Żadnego dźwięku nie zrobić, żadnego światła nie zapalić. Jak iść w ciemności tak gęstej, że zastanawiasz się, czy to na pewno twoja dłoń przed twarzą wyciągnięta jak tarcza przed gałęziami? Próbujesz.
A potem się idzie cicho. Czasem gałązka pęknie pod butem i jest tak naprawdę głośno. I przychodzi ta myśl, że jest się gdzieś, gdzie trwa polowanie na ludzi. Człowiek z aparatem nie jest łowczym, ale jest już w świecie równoległym. Czujesz więc, że gdzieś w pobliżu trwa nagonka. Skąd taka myśl? Bo w tym lesie ludzie się ukrywają. Wprost – „jak zwierzęta”. Ukrywają ze strachu przed wywózką na Białoruś, tak zwanym pushbackiem. Jedni celowo, chcąc przechytrzyć Straż Graniczną, inni z beznadziejną świadomością, że polscy funkcjonariusze, nawet jeśli usłyszą prośby o ochronę międzynarodową, zapakują ich na ciężarówkę i wygnają. Tymczasem widzisz mały czerwony punkcik. Przybliża się powoli.
Spotykasz grupę aktywistów, ratowników humanitarnych, zwykłych ludzi z plecakami wypełnionymi wodą, jedzeniem, ubraniami i apteczkami. Trafiacie na przypadkową grupę uchodźców, zupełnie nie tych, których szukacie. Otrzymują pomoc, a ty czujesz dziwne napięcie, ukrywanie się, jakąś nierealność. Pomimo że wiesz absolutnie, że nie robisz niczego złego ani nielegalnego. Po prostu świadkujesz udzielaniu pomocy. A potem wsiądziesz w samochód i wrócisz do domu. Z ciemnego lasu trafisz w świat pełen światła, ruchu ulicznego, zobaczysz udekorowane witryny sklepów, najzwyklejszy zgiełk ulicy, życie, życie Hajnówki. Kilka minut jazdy od tego nierealnego świata. I powiesz mi w rozmowie, że poczułaś, że to jest „świat pełen fałszywych nut”. Od teraz będziesz między tymi dwoma światami.
Granicy, a właściwie ludziom na granicy, Agnieszka Sadowska poświęciła miesiące nieustannej pracy. To czas ciągłej gotowości, żeby pójść do lasu, przyjechać na tak zwanego „pina”. „Pin”, czyli pinezka, przesłane w wiadomości współrzędne miejsca, gdzie będzie udzielana pomoc humanitarna – opatrzenie ran, rozgrzanie, podanie posiłków. Albo będzie wzywana Straż Graniczna, wtedy przed obiektywami i w obecności dziennikarzy prosić się będzie o udzielenie pomocy międzynarodowej. Ujawnienie. Liczy się wtedy, że figura świadka sprawi, że prawo polskie i międzynarodowe zostaną poszanowane. W międzyczasie polskie władze ogłoszą stan wyjątkowy, który uniemożliwi pracę mediów bezpośrednio przy granicy i w setkach okolicznych miejscowości.
Agnieszka Sadowska: „To było uczucie, kiedy jest się tak nakręconym, spiętym i zmobilizowanym, że wykrzesałam z siebie tyle energii wtedy, że w zasadzie nie poznaję siebie z tamtego czasu”.
Rozmawiamy o pewnych wyborach w ocenie sytuacji, na którą się patrzy. Pada sformułowanie o byciu po właściwej stronie, dopytuję…
Agnieszka Sadowska: „Myślę, że bycie po właściwej stronie, to przede wszystkim rozumienie, że ci ludzie idą, są w drodze. Nie wiedzą jakiej i jak ona się skończy. Chciałabym widzieć każdą sytuację osobno. Słyszymy: „A czego oni tutaj?” „Niech sobie wracają do siebie”. Wielu ludzi jest w tym lesie, a każda historia jest inna. To się dopiero odczuwa, kiedy się ich spotka, porozmawia, zobaczy jacy są. Usłyszy”.
Ta gotowość do rozumienia niuansów przychodzi w kolejnej opowieści, której wysłuchuję. Jest ona o syryjskiej rodzinie, o matce, która w wyniku depresji, stresu i lęku straciła kontakt z rzeczywistością. Spotkana kobieta, oparta o drzewo, nie rozpoznawała nikogo z obecnych przy niej ludzi. Agnieszka rozumiała, że jest to spowodowane okolicznościami, w których znalazła się ze swoim mężem i dziećmi, i pozostałymi w grupie ludźmi. Osoby, które próbowały udzielić tej kobiecie pomocy, pochopnie uznały ją za trwale niepoczytalną. Agnieszka czuła, że dzieje się coś innego. Wezwano karetkę pogotowia, w międzyczasie ojciec z dziećmi i resztą grupy, chcąc uniknąć pushbacku, postanowił na własną rękę kontynuować drogę. A ona nie była w stanie im towarzyszyć. Została sama, szepcząc imię ojca jej dzieci. Minęło kilkanaście minut, a z lasu, z kierunku, w którym oddalili się uchodźcy z Syrii, wyłonił się ojciec z dwójką dzieci. Wrócili. Nie mogli zgodzić się na rozłąkę. To spotkanie odmieniło stan kobiety, którą tak pochopnie oceniono. Obecność bliskich, opieka i trochę czasu wystarczyły, żeby odzyskała świadomość. To nie była intuicja Agnieszki, tylko uważność na niuanse.
Za chwilę spojrzymy na fotografię dokumentalną. Powstawała w czasie, gdy ciężar trudnej historii postawił przed jej uczestnikami pytania o podstawowe wartości humanizmu i humanitaryzmu. Dziennikarki i dziennikarze też musieli na niektóre z nich odpowiedzieć, szczególnie dotyczące etyki. Nie mam wątpliwości, że zapis, który powstał z pracy Agnieszki Sadowskiej jest odpowiedzią empatyczną. Na potwierdzenie tego przytoczę słowa, którymi Agnieszka zakończyła opowieść o tym, jak malutki kęs gruszki, owoc i słodycz, wywołały łzy osoby uchodźczej, która w krótkiej chwili przypadkowego spotkania pośród leśnej puszczy, odzyskała godność i nadzieję.
Agnieszka Sadowska: „Trzeba zaspokoić ich ludzkie potrzeby na początku. Czułabym się nieswojo, gdybym od razu wyjęła aparat…”.
Zdjęcie, ludzka ciekawość, własne interesy mogą czasem poczekać. Godność człowieka nie powinna.

 

 

Maciej Moskwa

Na podstawie rozmowy z Agnieszką Sadowską.

 

 

***

 

Sytuacja na polsko-białoruskiej granicy ma wiele wymiarów: polityczny, geopolityczny, humanitarny i symboliczny.
Nie przez przypadek stała się ona inspiracją do filmów, książek i reportaży; powstało ich już wiele, a przypuszczam, że ten temat będzie powracać w kolejnych latach, a może i dziesięcioleciach, przypominając jego traumatyczny wymiar i nabierając cech mitu.
Dla osób mieszkających przy tej granicy lub w jej pobliżu zmiana, którą ten kryzys wywołał jest zmianą egzystencjalną, każącą przewartościować całą skalę wartości, czasem całe życie. Niektórzy odnaleźli swój los w wytrwałym, psychicznie i fizycznie wyczerpującym, choć dającym niebywałą, niemal narkotyczną satysfakcję ratowania ludzkiego życia, pomaganiu ludziom w drodze. Inni starają się nie zauważać tej zmiany i żyć jak przedtem. Jeszcze inni z pokojowych funkcjonariuszy państwowych albo krzykliwych narodowców, przemienili się w żołnierzy „polsko-ruskiej wojny pod flagą rasizmu”, koncentrując wszelkie wysiłki na obronie granicy, gdzie główną bronią, jaką posługiwało (i niestety wciąż się posługuje) państwo, stało się dehumanizowanie uchodźców i migrantów.
Dla osób mieszkających przy tej granicy lub w jej pobliżu zmiana, którą ten kryzys wywołał jest zmianą egzystencjalną, każącą przewartościować całą skalę wartości, czasem całe życie. Niektórzy odnaleźli swój los w wytrwałym, psychicznie i fizycznie wyczerpującym, choć dającym niebywałą, niemal narkotyczną satysfakcję ratowania ludzkiego życia, pomaganiu ludziom w drodze. Inni starają się nie zauważać tej zmiany i żyć jak przedtem. Jeszcze inni z pokojowych funkcjonariuszy państwowych albo krzykliwych narodowców, przemienili się w żołnierzy „polsko-ruskiej wojny pod flagą rasizmu”, koncentrując wszelkie wysiłki na obronie granicy, gdzie główną bronią, jaką posługiwało (i niestety wciąż się posługuje) państwo, stało się dehumanizowanie uchodźców i migrantów.
Media. Większość mediów w momencie, kiedy państwo PiS-u wprowadziło pierwszą zonę na granicy, rodzaj bezprawnego stanu wyjątkowego, uniemożliwiającą wjazd do „strefy śmierci” organizacjom pomocowym, w tym medycznym, dziennikarzom oraz filmowcom, potulnie podporządkowała się temu zakazowi. Dokumentację tego, co się tam działo (i niestety wciąż dzieje) zawdzięczamy tak naprawdę kilku nieustraszonym fotografkom i fotografom. Najważniejszą, najwytrwalszą i też w największym stopniu przywracającą dehumanizowanej masie uchodźców twarze, emocje, tożsamości, losy jest Agnieszka Sadowska.
Najbardziej znana jest ze zdjęć dzieci uchodźczych, wywiezionych później w nieznanym kierunku z placówki Straży Granicznej w Michałowie. „Dzieci z Michałowa” uruchomiły wyobraźnię polskiej opinii publicznej, stały się narzędziem (chwilowej niestety) walki o ludzkie prawa ówczesnej opozycji sejmowej, a przede wszystkim dały asumpt do obudzenia empatycznych postaw również wśród mieszkańców Podlasia, a samo Michałowo stało się miejscowością nowych „sprawiedliwych”. I zostały te twarze dzieci na zawsze w skarbcu naszej pamięci i na liście naszych win.
Oczywiście autorka tych zdjęć spotkała się z falą nacjonalistycznej nienawiści – nie poddała się. Jej postawa, skromna i wytrwała, jest dla mnie lekcją i wzorem.
Inne jej zdjęcia i wideo stanowiły jedną z głównych i najmocniejszą wizualną inspirację przy pracy nad naszym filmem „Zielona granica”. Jestem więc Agnieszce osobiście szczególnie za nie wdzięczna.
Ale niezależnie od ich informacyjnej, edukacyjnej czy społecznej funkcji, te zdjęcia mają (co może brzmi dziwnie w kontekście zdarzeń, które pokazują) wielką siłę artystyczną i wyrażają głębokie doświadczenie. Mówią, że ten las już nigdy nie będzie po prostu piękną i bezpieczną puszczą, że długo jeszcze chodząc po nim, będziemy myśleć o tym, co ukryte, co obce, co bolesne i o tym, że to ludzie ludziom wciąż gotują ten straszny los w scenerii obojętnej, majestatycznej i wiecznej przyrody.

 

Agnieszka Holland

***

Agnieszka Sadowska jest polską fotografką i fotoreporterką. Dokumentuje wydarzenia społeczno-kulturalne w regionie podlaskim, związana z białostocką „Gazetą Wyborczą”. W 2002 jej zdjęcia pojawiły się w albumie „Fotografie Gazety Wyborczej”, zaś w 2021 zaprezentowano je na wystawie zbiorowej „Jedyne. Nieopowiedziane historie polskich fotografek” w Domu Spotkań z Historią, a sama Agnieszka została jedną z bohaterek książki o tym samym tytule autorstwa Moniki Szewczyk-Witek.
Jest autorką nagrodzonego w konkursie „Fotoreporter Roku 2022” zdjęcia uchodźczyni na granicy polsko-białoruskiej. Fotografie A. Sadowskiej dokumentujące kryzys na granicy zostały pokazane w parlamencie Europejskim w Brukseli pt. „Pushback jest nielegalny. Pomaganie jest legalne”. Laureatka Grand Press Photo Ogólnopolskiego Konkursu Fotografii Reporterskiej w 2023 r.

 

***

Kalendarium kryzysu humanitarnego na granicy polsko-białoruskiej

Ponad czterystukilometrowa granica między Polską a Republiką Białorusi, formalnie istniejąca od sierpnia 1991 roku (wcześniej stanowiąca część granicy z ZSRR), przebiega wzdłuż rzeki Bug, przecina Puszczę Białowieską i dolinę Narwi, na północy nakłada się na koryto rzeki Świsłocz i biegnie doliną Czarnej Hańczy. Są to malownicze, przyrodniczo cenne tereny, chętnie odwiedzane przez turystów i grzybiarzy. Zdarzało się im zagubić i przez nieuwagę przekroczyć tzw. zieloną granicę wyznaczoną granicznymi słupkami. Polska Straż Graniczna informowała o takich przypadkach w tonie lekkim, nawet żartobliwym, raz na jakiś czas donosząc o migrantach z krajów Bliskiego Wschodu czy Afryki, poszukujących możliwości dostania się do Unii Europejskiej (tak, takie przekroczenia zdarzały się w ciągu ostatnich 20 lat).
Wszystko zmieniło się latem 2021 roku.
Lato 2021
W lipcu i sierpniu 2021 roku z lasu od strony granicy białoruskiej ciągnęły tłumy ludzi: spragnionych, zmęczonych, z plecakami, torbami, ale i walizkami na kółkach. Nie kryli się, szli wzdłuż gminnych dróg, siadali na krawężnikach pod sklepami we wsiach, zdarzało się, że pukali do domostw, prosili o wodę.
Rozpoczęła się operacja „Śluza”, przygotowywana od dekady przez reżim białoruskiego dyktatora Aleksandra Łukaszenki, przy cichym wsparciu Kremla. Jej celem jest destabilizowanie UE poprzez sztucznie wytwarzaną presję migracyjną, przy wykorzystaniu zdesperowanych, poszukujących bezpieczeństwa i lepszego życia ludzi jak broni. Broni demograficznej.
Operacja hybrydowa jest odpowiedzią na sankcje nałożone na Białoruś po sfałszowanych wyborach prezydenckich 2020 roku, ale i biznesem dla służb Łukaszenki. Białoruska administracja ściąga migrantów i uchodźców, przekonując, że łatwo można tędy granicę z Unią przekroczyć, sprzedając im wizy i bilety lotnicze wraz z rezerwacjami hoteli w Mińsku i transferem na granicę z Polską czy Litwą. Cena takiej oferty waha się od kilku do kilkunastu tysięcy dolarów. Ludzie z krajów takich jak Syria, Jemen czy Afganistan sprzedają swoje domy, zapożyczają się, zbierają oszczędności od rodziny, byle tylko wykorzystać tę szansę wyrwania się z piekła. Swoje „zarabiają” też białoruscy mundurowi, okradając migrantów. Kiedy dowożeni są oni do przygranicznego lasu i trafiają do „pasa śmierci” pomiędzy drutami – białoruską sistiemą a polską concertiną – nic już od nich nie zależy. Bici, przypalani, gwałceni, głodzeni pędzeni są przez białoruskich strażników grupami w stronę polskiej granicy. Słyszą: nie ma powrotu, albo przejdziesz, albo tu umrzesz. Go!
Polscy strażnicy graniczni nie wpuszczają. Około 8 sierpnia 2021 roku grupa trzydziestu dwóch Afgańczyków i Afganek przekroczyła granicę w pobliżu wsi Usnarz Górny i utkwiła tam na kolejne tygodnie. Z jednej strony drogę zagrodzili im polscy pogranicznicy, z drugiej – białoruscy nie wpuszczali z powrotem. Na skrawku ziemi, pod lufami wojskowych, bez wody, jedzenia, lekarstw, bez żadnej ochrony przed deszczem i odrobiny intymności, czekali na zgodę Polski na przyjęcie ich wniosków o ochronę międzynarodową. Nie doczekali się. Pomimo tego, że w tym samym czasie Polska zadeklarowała wizy humanitarne i ewakuowała ich rodaków z opanowanego przez talibów Kabulu. Do grupy spod Usnarza polskie władze nie dopuściły prawników i pomocy humanitarnej, mimo nakazu Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Do 20 października beznamiętnie patrzyły na mękę przetrzymywanych na granicy, w tym najmłodszej piętnastoletniej dziewczynki. Cyfrowe śledztwo organizacji Amnesty International ujawniło, że w nocy z 18 na 19 sierpnia pogranicznicy przepchnęli grupę parę metrów, na terytorium białoruskie.
Zaalarmowane przez filozofa, pisarza i mieszkańca pogranicza Mirosława Miniszewskiego, do Usnarza przyjechały organizacje zajmujące się pomocą migrantom i uchodźcom. Fundacja Ocalenie rozstawiła namioty tak blisko, jak tylko było to możliwe, jednak sukcesywnie grupa była przepychana przez wojsko. W tym samym czasie rozpoczęło się umacnianie i podwyższanie granicznych zasieków z drutu żyletkowego.
W połowie sierpnia aktywiści, przedstawiciele organizacji pozarządowych i lokalni mieszkańcy – nieobojętni na krzywdę cudzoziemców i łamanie prawa – powołali do życia Grupę Granica. Wyruszyli z plecakami do lasu: z wodą, zupą, suchymi ubraniami, by ratować ukrywających się już migrantów.
Gdy okazało się, że zamiast przyjmować wnioski o azyl, mundurowi wyłapują migrantów i wywożą ich z powrotem na granicę, a potem przepychają przez druty przy akompaniamencie wrzasków, wyzwisk i strzałów, bez żadnej identyfikacji czy ewidencji, aktywiści zaczęli działać w ukryciu. Ta procedura, zwana pushbackiem albo wręcz deportacją, jest bezprawna, chociaż mundurowi i PiS-owski rząd wolą używać zwrotu „zawracanie do linii granicy państwowej”. Została ona wprowadzona rozporządzeniem z 20 sierpnia 2021 roku ograniczającym ruch graniczny, wydanym z przekroczeniem ustawowego upoważnienia, sprzecznym z Konwencją Genewską i Konstytucją RP. Dopiero później polskie sądy administracyjne wielokrotnie uznają te czynności za bezprawne, co otworzy wypychanym migrantom drogę do ubiegania się o zadośćuczynienia.
Dziennikarze i aktywiści dobrze udokumentowali pushbacki wielu grup migrantów. Między innymi kilkunastogodzinną akcję poszukiwawczą Afgańczyków wywiezionych w środku nocy z placówki Straży Granicznej w Narewce na bagna, do Rezerwatu Ścisłego Puszczy Białowieskiej oraz moment ich odnalezienia przez aktywistów, posła Franka Sterczewskiego i fotoreporterkę Agnieszkę Sadowską.
29 sierpnia 2021 roku w pobliżu miejscowości Szymaki trzynastoosobowa grupa aktywistów (w tym Bartosz Kramek z Fundacji Otwarty Dialog) w akcie obywatelskiego sprzeciwu uszkodziła zwoje drutu w „płocie Błaszczaka”. Aktywiści zostali zatrzymani, postawiono im zarzuty i ostatecznie oskarżono o zniszczenie mienia.
Pracę mediów i niesienie pomocy humanitarnej na pograniczu utrudnił ogłoszony 2 września 2021 roku na terenie dwóch województw stan wyjątkowy, uniemożliwiający osobom z zewnątrz wjazd do przygranicznej strefy. Zakaz wjazdu dotyczył stu piętnastu miejscowości w Podlaskiem i sześćdziesięciu ośmiu w Lubelskiem. Stan wyjątkowy, wprowadzony na trzydzieści dni, został 1 października przedłużony na kolejne sześćdziesiąt dni. Po jego zakończeniu 30 listopada, MSWiA utrzymało zakaz przebywania w strefie nadgranicznej od 1 grudnia do końca czerwca 2021 roku, ale mimo tego aktywiści, przedstawiciele organizacji pozarządowych i dziennikarze starali się dokumentować, co się w niej dzieje, niejednokrotnie zderzając się z agresją zamaskowanych mundurowych, bezprawnymi zatrzymaniami, przeszukaniami i zastraszaniem.
Jesień 2021
Polską szczególnie wstrząsnął los grupy tureckich i irackich Kurdów złapanych we wsi Szymki i przewiezionych do placówki Straży Granicznej w Michałowie. 27 września 2021 roku przetrzymywano tam cały dzień ponad dwadzieścia osób (w tym ośmioro małych dzieci: najmłodsza, roczna dziewczynka w ubrudzonych po długiej tułaczce śpioszkach), którzy błagali, by ich nie wyrzucać, rozpaczając, wzbraniając się przed wejściem do budynku i do samochodów. Przerażeni skandowali: „Avrupa” – Europa, „Poland” i „No Belarus”. Suat z Turcji krzyczał do aktywistów i dziennikarzy: „Chcemy tu zostać i stać się obywatelami Polski. Na Białorusi biją nas, zabierają pieniądze. Tam w lesie leżą martwe ciała, uwierzcie nam!”.
Wywieziono ich i wypchnięto.
Pierwsze martwe ciała migrantów na terytorium Polski znaleziono 19 września 2021 roku. Do dziś potwierdzono już około sześćdziesiąt śmiertelnych ofiar kryzysu humanitarnego po obu stronach granicy. Najczęstszą przyczyną zgonów była hipotermia i wycieńczenie organizmu, wiele osób utonęło w granicznych rzekach. Zazwyczaj zmarli byli chowani na mizarze (cmentarzu muzułmańskim) w Bohonikach.
6 października 2021 roku służbę podjęli Medycy na Granicy, pełniąc dyżury całodobowe i ratując życie w zastępstwie powołanych do tego służb. Musieli przerwać misję po tym, jak ich samochody zostały zniszczone przez wandali. Zastąpił ich zespół ratunkowy Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej, a następnie stale dyżurujący medycy z organizacji Lekarze Bez Granic.
26 października weszła w życie zmiana Ustawy o cudzoziemcach, w świetle której służby graniczne dokonywały już ewidencji „zawracanych” do granicy cudzoziemców, jednak przyjęty w nowych przepisach tryb odwoławczy od tych decyzji był pozorny.
Na początku listopada białoruskie służby zwiozły w jedno miejsce uchodźców, głównie Kurdów z północy Iraku (według polskiego rządu było to około cztery tysiące osób), później większość z nich skierowali do przejścia granicznego Kuźnica-Bruzgi. Migranci koczowali tam pod gołym niebem, podczas gdy temperatura nocami spadała poniżej zera. Ich próbę dostania się na przejście nazwano „szturmem na Kuźnicę” (15 listopada), rozpędzono go przy pomocy gazu i armatek wodnych. Następnie Białorusini umieścili ich w magazynie służącym niegdyś do przechowywania paczek, gdzie w nieludzkich warunkach spędzili zimę.
Tymczasem w podlaskich lasach błąkali się ludzie, którym udało się sforsować granicę i którzy ukrywali się przed pushbackami. Ich szanse na przetrwanie zwiększało złożenie wniosku o ochronę, obecność przy tym mediów (najlepiej z kamerami dużych stacji telewizyjnych) i prawników, do tego uszczerbek na zdrowiu. Ale i tak to loteria. Zdarzały się i wciąż się zdarzają wywózki pacjentów wprost ze szpitali.
W dniach 16-17 listopada na granicy przebywała Dunja Mijatović, Komisarz Rady Europy ds. praw człowieka. Na briefingu w podlaskim Michałowie (w otwartym 8 listopada wspólnie przez Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy i michałowski samorząd centrum pomocy humanitarnej) przyznała, że „widzi ogromne cierpienie ludzi”, a o aktywistkach i aktywistach powiedziała, że „to oni ratują twarz Europy”.
W nocy z 25 na 26 listopada uzbrojeni w długą broń żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej próbowali siłą wywlec z samochodu aktywistę Grupy Granica, działacza Partii Razem, tłumacza Jakuba Sypiańskiego.
1 grudnia 2021 roku ministerialnym rozporządzeniem wprowadzono niekonstytucyjne przepisy do Ustawy o ochronie granicy państwowej, które umożliwiły ograniczenie wolności przemieszczania się. Stan wyjątkowy się zakończył, ale utrzymano zakaz przebywania w przygranicznej strefie osób z zewnątrz.
3 grudnia 2021 roku Kurdyjka Avin Irfan Zahir, która poroniła po tułaczce w lesie, zmarła w szpitalu w Hajnówce. Kobietę znaleźli aktywiści w puszczy pod Narewką 12 listopada. Była w stanie krytycznym, w hipotermii. Od dłuższego czasu nosiła martwy płód, poroniła 14 listopada, będąc w dwudziestym czwartym tygodniu ciąży. Maleńka biała trumienka spoczęła na bohonickim mizarze, podczas gdy ciało matki wróciło do Iraku. Mąż Avin i piątka osieroconych dzieci pozostali w Polsce, zaopiekował się nimi samorząd Sopotu.
Wieczorem 15 grudnia uzbrojeni policjanci weszli do punktu pomocy humanitarnej prowadzonego w Podlaskiem przez Klub Inteligencji Katolickiej. Bez prokuratorskiego nakazu całą noc przeszukiwali bazę wolontariuszy ratujących migrantów, wynieśli laptopy i telefony – i prywatne, i te służące do pracy. Później prokuratura umorzyła śledztwo wobec aktywistów, nie znajdując żadnych dowodów ich winy, a w lutym 2023 roku białostocki sąd orzekł, że zatrzymania były nielegalne, niezasadne i nieprawidłowe.
Zima i wiosna 2022
Zimą 2021/2022 Straż Graniczna codziennie informowała o próbach nielegalnego przekroczenia granicy, a z podlaskich lasów na telefony alarmowe organizacji humanitarnych wysyłano błagania o pomoc. Służby Łukaszenki przewoziły migrantów z magazynu w Bruzgach czy z Mińska i gnały ich na graniczne druty. Ci, którym udało się przejść, błąkali się w zamkniętej strefie. Odpowiedzialność za ich życie spoczęła na barkach mieszkańców i tych aktywistów, którzy mogli w niej przebywać. W zmilitaryzowanej zonie rozpoczęła się budowa 186-kilometrowej zapory (o wysokości 5,5 metra), przeciwko której protestowali ekolodzy i środowiska naukowe, podkreślając, że na wielu odcinkach mur będzie miał opłakane skutki dla bezcennej, chronionej przyrody.
W marcu 2022 roku w tzw. centrum logistycznym w Bruzgach Białorusini przetrzymywali już tylko około czterystu osób. Zostali ci najsłabsi: schorowani, niepełnosprawni, rodziny z małymi dziećmi. Za słabi, by przeżyć w lesie i za biedni, żeby „wykupić się” i utrzymać w Mińsku. Białorusini magazyn zamknęli, a resztę jego mieszkańców rozwieźli wzdłuż granicznego płotu. To z tego okresu pochodzą najbardziej dramatyczne interwencje humanitarne.
Tylko 20 i 21 marca o pomoc do Grupy Granica zgłosiło się sto dwadzieścia pięć osób, w tym trzydzieściorosześcioro dzieci. W jednej szesnastoosobowej grupie, która utknęła w rozlewiskach Narwi na południe od Siemianówki, była m.in. sześćdziesięciopięcioletnia kobieta oraz zaledwie czterdziestodniowa Tree, która przyszła na świat w nieogrzewanym magazynie w Bruzgach. Była też rodzina ze sparaliżowanym dwudziestoletnim Ibrahimem, którego ojciec z kolegą wlekli przez las na płachcie materiału. Albo dwie kurdyjskie rodziny łącznie z siódemką dzieci, w tym z chłopcem z głęboką niepełnosprawnością po urazie czaszki i z kobietą w ciąży. Złapani w lesie, po trzech pushbackach, przez tydzień koczowali za drutem po białoruskiej stronie, niedaleko wsi Bobrówka, topiąc śnieg nad ogniskiem i błagając o miłosierdzie. Aktywiści informowali o stanie rodzin wraz z lekarką Pauliną Bownik, która w polskim lesie, przed pushbackiem udzielała im pomocy medycznej. Powiadomili także organy ścigania o możliwości popełnienia przestępstwa przez strażników z Narewki, ale Prokuratura Rejonowa Białystok-Północ odmówiła wszczęcia śledztwa. W tym samym czasie, dokładnie 28 marca 2022 roku, zapadł pierwszy wyrok uznający pushbacki za niezasadne, nieprawidłowe i nielegalne. Orzekał Sąd Rejonowy w Bielsku Podlaskim – VII Zamiejscowy Wydział Karny w Hajnówce, a sprawa dotyczyła wywózki trzech Afgańczyków nocą z placówki w Narewce do Rezerwatu Ścisłego. Uzasadnienie było miażdżące dla strażników, ich działania sędzia określiła jako „wysoce niehumanitarne i niezgodne z prawem”.
Lato i jesień 2022
1 lipca 2022 roku, po oficjalnym oddaniu do użytku stalowego płotu na granicy, rząd częściowo otworzył strefę, ograniczając dostęp do granicy do dwustu metrów. Rozporządzenie przedłużające do końca grudnia 2022 roku zakaz przebywania na obszarze dwustu metrów od linii granicy podpisał wojewoda podlaski.
Budowa płotu wciąż trwała, a mimo ogłaszanej jako szczelna „zapory technicznej” (za 1,7 mld zł) w podlaskich lasach wciąż byli ludzie w drodze. Docierali tu już nie tylko przez Mińsk, ale też przez Moskwę. Białorusini umożliwiali im przejście przez płot za pomocą podkopów, drabin i wysięgników. Na polską stronę najczęściej przedostawali się sprawni mężczyźni. Jednak często pokonując zaporę, łamali ręce i nogi, kaleczyli się o ostrzowy drut. Mimo ran i urazów sprzeciwiali się wzywaniu pogotowia, bo karetce zawsze towarzyszą funkcjonariusze Straży Granicznej, a to oznacza wywózkę, nawet ze szpitala.
Raport Grupy Granica z jesieni podaje liczbę jedenastu tysięcy osób, które od października 2021 roku poprosiły o pomoc. Około dwustu osób na pograniczu zaginęło. W poszukiwaniu osób zaginionych potrzebujących fachowej pomocy, jak również ciał, wyspecjalizowało się Podlaskie Ochotnicze Pogotowie Humanitarne, powołane przez miejscowych mieszkańców i fundację Wolno Nam.
Zima i wiosna 2023
Zimą 2022/2023 ludzi próbujących przekroczyć granicę było mniej, meldunki Straży Granicznej informowały średnio o pięćdziesięciu osobach dziennie (jednak te statystyki to wierzchołek góry lodowej, rzeczywista liczba osób, którym się udało i dotarły do innych krajów europejskich nie jest znana). W styczniu i lutym 2023 roku POPH podjął patrole w okolicach, gdzie odnaleziono ciała i szczątki zmarłych.
Ale nie tylko tam. 12 lutego 2023 roku aktywiści znaleźli ciało niedaleko osiedla Judzianka na obrzeżach Hajnówki. 28-letniej Mahlet Kassy z Etiopii szukali już od tygodnia, na prośbę jej bliskich.
- Leżała na ziemi jakby spała. Obok niej – chrześcijański modlitewnik z obrazkami świętych – opowiadali Katarzyna Mazurkiewicz-Bylok i Piotr Czaban z POPH. Podkreślając, że gdyby pomoc nadeszła na czas, Mahlet mogłaby żyć. Jej towarzysze podróży wyszli z lasu, szukając ratunku dla dziewczyny, która poczuła się źle. Ich błagania zlekceważyli policjanci, wezwali pograniczników, a ci wywieźli Etiopczyków na granicę.
Aktywiści mocno przeżyli tę śmierć. Pomimo to natychmiast organizowali kolejne, tym razem zbiorowe poszukiwania. Dzięki nim 16 lutego 2023 roku odnaleziono szczątki mężczyzny (Abdiego Biratu Fite z Etiopii) w okolicy Czerlonki.
Były też i inne makabryczne znaleziska. 21 marca – ciało Mohammada z Afganistanu, którego aktywiści z narażeniem na szykany poszukiwali od 20 lutego; a 24 marca niedaleko Starego Masiewa – ludzkie kości, rozwleczone i ogryzione przez zwierzęta.
POPH nie tylko szuka zaginionych na pograniczu, ale także ustala ich tożsamość, otacza opieką rodziny i organizuje pochówki. Jak wskazuje Helsińska Fundacja Praw Człowieka rodziny, które poszukują swoich zaginionych krewnych, napotykają na bariery geograficzne, administracyjne i językowe, obawiają się też kontaktu z władzami państwa, a często także z placówkami dyplomatycznymi – z uwagi na historię prześladowań. Z tego powodu organizacje pozarządowe i ruchy społeczne są na pierwszej linii frontu poszukiwań.
24 marca 2023 roku europejskie organizacje działające na rzecz praw człowieka podpisały dokument wzywający polskie władze do zaprzestania działań skutkujących przypadkami zaginięć oraz śmierci migrantów i migrantek na granicach.
Kryzys migracyjny na granicy z Białorusią nieco zmienił swoje oblicze. Loty do Mińska zostały wstrzymane, a droga wiodła przez Moskwę – migranci zaczęli wyrabiać krótkoterminowe wizy turystyczne do Rosji i stąd organizować transport przy pomocy szmuglerów, którzy dowożą ich do Mińska i na granicę. Wiosną 2023 roku znów pojawiły się w Białorusi grupy m.in. z Indii, z dziesięciodniowymi wizami białoruskimi. Służby kierowały te grupy na granicę z Łotwą i Polską. W tzw. pasie śmierci między sistiemą a polską zaporą znów były setki osób. Najwięcej z Syrii.
W nocy z 3 na 4 kwietnia 2023 roku niedaleko Masiewa w Puszczy Białowieskiej z granicznej zapory spadł pięćdziesięcioletni Mohammad z Syrii. Straż Graniczna zabrała go do szpitala w Hajnówce, skąd ze względu na rozległy uraz nogi i pogarszający się stan został przewieziony do szpitalnego oddziału ratunkowego Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. Przyjechała jego córka, która mieszka i studiuje w Niemczech, ale lekarz nie chciał wpuścić jej do umierającego ojca. Pomogła interwencja Rzecznika Praw Obywatelskich w podlaskim oddziale Straży Granicznej. Mimo wysiłków lekarzy Syryjczyk zmarł w szpitalu 23 kwietnia 2023 roku. Konsul Błażej Lis odmówił przyznania wizy jego żonie Fatimie – kobieta nie mogła przyjechać do Polski ani po to, by trwać przy walczącym o życie mężu, ani na jego pogrzeb.
Lato 2023
15 czerwca 2023 roku zakończył się formalny odbiór prac związanych z instalacją zabezpieczeń elektronicznych na zaporze, migranci nadal jednak przez nią przechodzili. Mimo że kampania do wyborów parlamentarnych zaplanowanych na 15 października jeszcze się nie rozpoczęła, to partia rządząca (PiS) zaostrzyła narrację antyuchodźczą.
Pod koniec maja 2023 roku w Kopczanach przy granicy prezes PiS Jarosław Kaczyński oświadczył:
- To była wojna hybrydowa. Mur pozwolił zatrzymać ofensywę Putina i Łukaszenki przeprowadzoną za pomocą imigrantów.
Straż Graniczna informowała, że od początku 2023 roku doszło do ponad dwunastu tysięcy nielegalnych prób przekroczenia granicy i że następuje „eskalacja agresywnych zachowań” – w stronę patroli zza płotu leciały gałęzie, kamienie i kostka dostarczana przez Białorusinów. Po raz pierwszy doszło do wystrzelenia z Białorusi jakiegoś przedmiotu. Trafił on w pojazd pograniczników, przebił szybę boczną i wyleciał drugą stroną, przebijając kolejną szybę. Funkcjonariuszom nic się nie stało.
W maju 2023 roku ponad dwudziestoosobowa grupa uchodźców z Syrii i Iraku koczowała za płotem w okolicach Białowieży, prosząc o ochronę międzynarodową. Znajdowały się tam matki i dzieci, najmłodszą była półtoraroczna Mila. Nie zostały wpuszczone.
27 lipca ówczesny minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak spotkał się w Połowcach z żołnierzami, szef MSWiA Mariusz Kamiński przyjechał do Krynek, Kaczyński odwiedził Kodeń (Lubelskie), a premier Mateusz Morawiecki – Sutno (Podlaskie). Wszyscy mówili o zagrożeniu ze strony wagnerowców, którzy mieli przybyć do Białorusi, o atakach na Polskę, odstraszaniu Rosji, żeby nie wkroczyła. Na pograniczu pojawiło się jeszcze więcej wojska z ciężkim sprzętem. Turyści uciekli.
1 sierpnia 2023 roku białoruski śmigłowiec wleciał w głąb terytorium Polski (na około 3 km), o czym zaalarmowali mieszkańcy Białowieży. Początkowo MON zaprzeczało, dopiero po 10 godzinach przyznało, że doszło do naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej. 10 sierpnia 2023 roku Błaszczak ogłosił decyzję wysłania na pogranicze dodatkowo dwóch tysięcy żołnierzy (w sumie stacjonować miało około cztery tysiące).
7 września 2023 roku została zatrzymana Ewa, aktywistka zaangażowana w pomoc uchodźcom, przede wszystkim umieszczanym w strzeżonych ośrodkach dla cudzoziemców. Postawiono jej zarzut kierowania grupą przemytniczą, ułatwiającą cudzoziemcom nielegalne przekraczanie granicy Unii Europejskiej i aresztowano.Sąd Okręgowy w Siedlcach 26 września zmienił postanowienie i wypuścił Ewę z aresztu tymczasowego.
We wrześniu 2023 roku miała miejsce premiera filmu Agnieszki Holland pt. „Zielona Granica”, okrzykniętego arcydziełem humanitarnym. Autorkę dotknął taki hejt, inspirowany przez środowiska prawicowe, w tym polityków, że musiała poruszać się w asyście ochrony.
W czasie kampanii wyborczej kandydaci demokratycznej opozycji deklarowali konieczność przywrócenia przestrzegania prawa na granicy i zakończenia cierpienia migrantów.
Jesień i zima 2023/24
Jesienią 2023 roku zwiększyła się ilość służb mundurowych przy granicy, zbudowano też drugi, równoległy płot – ze zwojów concertiny, w którym masowo kaleczą się i giną dzikie zwierzęta. 12 listopada 2023 roku pędząca wojskowa ciężarówka potrąciła w Masiewie młodego żubra. Drugi żubr nie odstępował ciała towarzysza. Żandarmeria Wojskowa uznała, że jelcz jechał z prędkością około 40 km na godzinę, a kierowca „nie przyczynił się do zdarzenia”, wobec czego nie został ukarany. Do podobnego zdarzenia doszło na początku grudnia na drodze między Białowieżą a Hajnówką – jeden żubr zginął na miejscu pod kołami wojskowej ciężarówki, drugie ranne zwierzę musiało zostać dobite. Kolejny żubr stracił życie na drodze między Supraślem a Krynkami 11 kwietnia 2024 roku.
3 listopada do szpitala w Hajnówce trafił 22-letni mężczyzna z Syrii, postrzelony przez polskiego żołnierza w plecy. Do zdarzenia doszło na terenie gminy Dubicze Cerkiewne, około 5-7 km od granicy. Żandarmeria Wojskowa tłumaczyła to potknięciem. 9 listopada funkcjonariuszka Straży Granicznej strzeliła z broni hukowej w stronę aktywistów POPH na patrolu pod Hajnówką. Miał to być jej pistolet prywatny.
Zima przyniosła spadek liczby osób, które próbowały przedostać się do Polski, tak samo jak w analogicznym okresie poprzedniego roku (o około 60 proc.) Ze względu na złe warunki atmosferyczne wiele osób w drodze wycofało się do białoruskich miast, aby przeczekać (tam także narażone są na szykany, aresztowania, donoszą o wcielaniu siłą do wojska i wysyłaniu na wojnę w Ukrainie).
Nie skończyły się natomiast bezprawne pushbacki. O ich zaprzestanie zaapelował do nowego ministra MSWiA Marcina Kierwińskiego (PO) Rzecznik Praw Obywatelskich Marcin Wiącek. Do rządu trafiła też petycja o natychmiastowe zaprzestanie wywózek, podpisana przez niemal 700 autorytetów i organizacji.
„Zrobimy wszystko, by ta ochrona granicy była skuteczna i twarda wtedy, kiedy trzeba i równocześnie, by nie dochodziło do łamania podstawowych, humanitarnych praw człowieka, szczególnie jeśli chodzi o tych najsłabszych” – mówił jeszcze 4 stycznia premier Donald Tusk.
Jednocześnie Podsekretarz Stanu Maciej Duszczyk przyznał niezależnemu dziennikarzowi Piotrowi Czabanowi, że od 13 grudnia (od kiedy rządy realnie przejęła demokratyczna koalicja) do 15 stycznia Straż Graniczna do linii granicy zawróciła dziewięćdziesięciu trzech cudzoziemców. Do 4 kwietnia było to już 1771 osób, a w samym tylko kwietniu – kolejne 2346 osób, co daje łącznie ponad 4 tysiące wywózek od początku kadencji nowego rządu.
„Koalicja 15 października zamieniła się w koalicję wywózkową” – orzekli aktywiści.
Czaban ujawnił także, że w placówce Straży Granicznej w Dubiczach Cerkiewnych w beczce palono paszporty, bilety, portfele i telefony cudzoziemców. Pojawiało się coraz więcej relacji o wzmożonej agresji, biciu, szczuciu psami przez funkcjonariuszy.
Wiosna 2024
W marcu 2024 roku znaleziono ciało pięćdziesiątej dziewiątej ofiary śmiertelnej kryzysu na granicy – trzydziestodwuletniego mężczyzny z Pakistanu.
Kobieta z Erytrei, będąca w zaawansowanej ciąży w lesie na granicy spędziła ponad miesiąc. Dwa razy była poddana pushbackom. Urodziła samotnie w nocy i dopiero wtedy Straż Graniczna wpuściła ją i zabrała do szpitala.
Do sądu trafił akt oskarżenia przeciwko pięciu osobom, które w marcu 2022 roku udzielały pomocy humanitarnej obywatelowi Egiptu i dziewięcioosobowej irackiej rodzinie z małymi dziećmi.
8 maja 2024 roku dziennikarka Regina Skibińska była świadkiem tego, jak polscy żołnierze kopią bezbronnego, nieagresywnego migranta. Aktywistki i aktywiści z POPH upublicznili nagrania z nocy z 20 na 21 maja, na których widać, jak polscy funkcjonariusze wynoszą przez furtkę w murze osobę, sprawiającą ważenie nieprzytomnej.
Ze szpitala wyrzucono też za druty kobietę z Somalii. Pod granicznym płotem od ponad miesiąca przebywała grupa Somalijek, w tym szesnasto- i siedemnastoletnich, bez żadnej opieki, narażonych na każdą formę przemocy i proszących o ochronę międzynarodową w Polsce.
28 maja 2024 roku służby mundurowe podały, że polski żołnierz został ciężko ranny w wyniku pchnięcia nożem przez migranta znajdującego się po stronie białoruskiej. Żołnierz trafił do szpitala w Hajnówce. Dwudziestojednoletni Mateusz Sitek, szeregowy 1. Brygady Pancernej zmarł później (6 czerwca 2024 roku) w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie. Został pośmiertnie odznaczony i awansowany.
29 maja, dzień po ataku na żołnierza, premier Tusk przyjechał do Dubicz Cerkiewnych, gdzie zwrócił się do funkcjonariuszy: „Macie pełne prawo, wręcz obowiązek używać wszystkich dostępnych metod, a naszym zadaniem jest, żebyście mieli poczucie bezpieczeństwa prawnego i akceptację wszystkich Polaków”; zapowiedział też wzmocnienie sił policyjnych na granicy i powrót zamkniętej 200-metrowej strefy buforowej od 4 czerwca 2024 roku. W projekcie rozporządzenia lokalni mieszkańcy odkryli, że strefa faktycznie będzie sięgać dużo dalej w głąb kraju i odetnie całe miejscowości, pozbawiając mieszkańców podstawowych praw obywatelskich i możliwości zarobkowania. Bardzo utrudni też dokumentowanie naruszeń prawa na pograniczu polsko-białoruskim. Zaczęły się protesty przeciwko kolejnej „patostrefie” wprowadzanej na podstawie PiS-owskich przepisów z Ustawy o granicy państwowej z 1 grudnia 2021 roku, które ówczesna opozycja (a dziś koalicja rządząca) okrzyknęła „konstytucyjnym gniotem”. W Białowieży 4 czerwca 2024 roku odbył się spacer obywatelski do rezerwatu Wysokie Bagno. Demonstrujący zwracali uwagę, że strefa całkowicie zniszczy turystykę.
Ostatecznie po konsultacjach m.in. z lokalnymi samorządowcami i przedsiębiorcami, rozporządzenie o wprowadzeniu strefy buforowej weszło w życie 13 czerwca 2024 roku, a strefa zakazu przebywania została wyznaczona na długości 60,67 km, przy czym na ok. czterdziestym czwartym kilometrze jej szerokość wyniosła dwieście metrów, a tylko na szesnastu kilometrach – w dwóch lokalizacjach – sięga około dwóch kilometrów w głąb terytorium Polski. Ma zwiększyć skuteczność służb mundurowych. Już następnego dnia po jej wprowadzeniu do mieszkańców pogranicza wysłano alert RCB: „Uwaga! Zakaz przebywania w strefie przyległej do granicy państwowej z Białorusią. Stosuj się do poleceń służb. Bądź czujny i informuj o podejrzanych osobach”. W wersji anglojęzycznej, która trafiła do zagranicznych turystów, dodano na koniec zwrot: „Żołnierze mogą użyć broni. Natychmiast zawróć!”.
Według przekazu rządzącej koalicji zmieniła się struktura migrantów i są to obecnie głównie mężczyźni, „coraz bardziej agresywni” i „dedykowani do atakowania granicy i do prowokowania sytuacji bardzo niebezpiecznych”. Tymczasem aktywiści mówią, że zdarza się, że połowa wezwań o pomoc humanitarną dotyczy grup, w których są kobiety. Najwięcej jest mieszkańców Somalii, Etiopii, Erytrei. 18 czerwca 2024 roku stowarzyszenie Egala poinformowało, że na granicy została postrzelona w oko trzydziestopięcioletnia kobieta z Iranu. Według niej strzał oddała jedna z dwóch umundurowanych osób znajdujących się po polskiej stronie płotu. Kobieta z raną postrzałową trafiła do polskiego szpitala, z powieki wyjęto jej śrut.
Po śmierci dwudziestojednoletniego żołnierza przez Polskę przetoczyła się nagonka na migrantów, na osoby czarnoskóre i na aktywistów z pogranicza. Sołtys przygranicznej miejscowości Czerlonka zrobiła zdjęcie migrantom przebywającym na przystanku autobusowym, czekającym na Straż Graniczną, wysłała je do administratora profilu „Służby w akcji” i skomentowała: „Praktycznie codziennie, przez większość dnia na przystanku przesiadują imigranci, którym udało się nielegalnie przedostać przez granicę. Ludzie boją się wyjść wieczorami na ulice” – napisała Anna Barbara Borowska-Berend, sołtys Czerlonki i radna gminy Białowieża.
Fragment tego postu został wykorzystany w antyimigranckim spocie Prawa i Sprawiedliwości. W mediach społecznościowych zaczęły pojawiać się albo aktywować grupy rasistowskie i ksenofobiczne. Np. Narodowa Hajnówka 28 czerwca zapowiedziała patrole i opisała jeden z nich: „natrafiliśmy na dużą grupę nielegalnych imigrantów, która nam uciekła”. Narodowcy sfotografowali się na przystanku w Czerlonce i zapowiedzieli: „Będziemy powtarzać tego typu akcje, bo widzimy jak lokalni mieszkańcy chcą powrotu normalności i mają dość aktywistów i nielegalnych imigrantów. A tam, gdzie zawodzi państwo muszą pojawić się obywatele” [pisownia oryginalna].
18 lipca w Warszawie miała miejsce premiera pierwszego kompleksowego raportu „Przejścia nie ma. Śmierć osób migranckich na granicy Unii Europejskiej z Białorusią”. Fundacja Ocalenie wraz z partnerskimi organizacjami: Sienos Grupė z Litwy, I Want To Help Refugees z Łotwy i Human Constanta z Białorusi opublikowały raport o śmierci osób w drodze na granicy Unii Europejskiej z Białorusią po wzmożeniu ruchu na tym szlaku i początku kryzysu humanitarnego na obszarze przygranicznym w lecie 2021 roku. Do końca marca 2024 roku udokumentowano zgony stu szesnastu osób na granicy w czterech krajach (Białoruś, Łotwa, Litwa i Polska), a same osoby migranckie zgłosiły działaczkom w swoich świadectwach co najmniej dwadzieścia sześć kolejnych zgonów. W raporcie czytamy m.in. „Chociaż bezpośrednie przyczyny śmierci granicznych są przedmiotem formalnych dochodzeń i niejednokrotnie nie są znane opinii publicznej, z analizy przypadków można wywnioskować ogólne okoliczności i przyczyny pośrednie. Trudne warunki i długotrwały pobyt w lesie na skutek wywózek mogą prowadzić do wycieńczenia i hipotermii, które są najczęstszą przyczyną śmierci na terenach przygranicznych. Jedenaście ciał znaleziono w rzekach, które osoby migranckie wybierają czasami jako drogę w nadziei, że łatwiej będzie się przedostać przez nie niż przez wysokie płoty graniczne. Pięć osób ściganych samochodem przez policję lub Straż Graniczną zginęło w wypadkach samochodowych. Wreszcie, brak przygotowania władz lokalnych, w tym personelu medycznego, może narażać osoby w drodze na większe ryzyko utraty zdrowia lub śmierci”.

Joanna Klimowicz

 

 

Powrót na początek strony